Moja historia z francuskim zaczęła się troszkę bajkowo, bo już w brzuchu Mamy.
A zatem, w Szwajcarii.
Zdjęcie : Wiktoria Mikoda Photography
Szwajcaria
W 1990 roku, moi rodzice podjęli decyzję o wyjeździe za granicę na studia, a właściwie – kontynuację studiów. Najpierw do Fryburga (Szwajcaria) udało się wyjechać mojej Mamie, po roku dołączył Tata.
Część z Was pewnie wie jak wyjątkowym krajem jest Szwajcaria.
Góry wpadające do jezior
Po pierwsze – krajobrazy. Szwajcaria jest niezwykle pięknym i czystym krajem. Winnice, Aply, jeziora, pagórki…
Najbardziej charakterystyczne jest dla mnie wspomnienie Montreux, widocznego na zdjęciach obok. Trasa samochodowa biegnie górą, między winnicami, a w dole życiem tętni miasto. W miejscach styku z ogromnym jeziorem, biegnie piękna, szeroka promenada. I nieważne z jakiej perspektywy spojrzałoby się na tę wodę, ma się wrażenie jakby góry właśnie z niej wyrastały.
W Europie, ale jednak trochę poza Europą
Po drugie – jej miejsce w Europie. Szwajcaria przynależy do strefy Shengen, ale nie należy do Unii Europejskiej. Od kilku lat stosuje politykę raczej nie pro-cudzoziemską, choć bez obecności obcokrajowców, jak mówi mój Dziadek, ciężko byłoby im funkcjonować. Bo Szwajcarów jest stosunkowo mało : w niektórych branżach brakuje rąk do pracy.
Władza u podstaw – autonomiczne gminy
Po trzecie – podział administracyjny. Szwajcaria jest państwem federacyjnym podzielonym na 26 kantonów. Co ciekawe, jeszcze do połowy XIX wieku kantony były samodzielnymi mini-państwami. Aktualnie, dzielą się na okręgi (146), a okręgi na gminy. Gmin jest ponad 2200 ! I to właśnie tam władza jest największa – szwajcarskie gminy mają bardzo dużą autonomię.
Źródło mapy: Wikipedia
Kraj pięciu języków
I na koniec – różnorodność językowa. W Szwajcarii mówi się w pięciu językach. Cztery z nich są urzędowe : niemiecki, francuski, włoski i retroromański. Piąty język – switzerdeutsch – jest tylko językiem mówionym! Brzmi jak niemiecki, ale „spłaszczony”. Słownictwo i gramatyka też są niemalże identyczne jak w niemieckim.
Frybourg, moje miasto urodzenia, leży w części francuskojęzycznej.
Moje życie w Szwajcarii
Zdecydowanie na plus, podawano mi jedzenie, kupowano zabawki, zabierano na bardzo ciekawe place zabaw, organizowano spotkania z innymi dziećmi… cóż! Nie miałam na co narzekać.
Moje wspomnienia to głównie :
– ulubieni przyjaciele ? i ukochana niania (Delphine)
– ogromny (jak tam przyjechałam jako nastolatka to jednak nie taki ogromny), dwuczęściowy (góra – dół) plac zabaw
– kręte, pagórkowate ulice
– niektóre zwroty, takie jak : on y va ! (idziemy!), attends ! (zaczekaj), place de jeu (plac zabaw, ale to ponoć wersja szwajcarska, a nie francuska), vas-y ! (no dalej!) czy też danse! (tańcz!) w wydaniu mojej starszej siostry szalonej na punkcie porywania mnie do tańca.
Zdążyłam jeszcze pójść do żłobka. Miło wspominam opiekunkę, do której z samego rana przybiegały wszystkie dziewczynki i prosiły jednogłośnie o narysowanie księżniczki (codziennie musiała być nowa).
W 2000 roku rodzice podjęli decyzję o powrocie do Polski.
Miałam wtedy 3 lata i 7 miesięcy.
Pierwsze lata po powrocie do Polski
Niestety nie pamiętam tych lat dokładnie. Moje wspomnienia ograniczają się do pojedynczych zdarzeń. Jeśli wierzyć moim rodzicom (a właściwie czemu by nie? ;)), przez pierwsze parę lat, rozmawiałam z Anią (starszą siostrą) tylko po francusku. Rodzice mówili do nas po polsku, rozumiałyśmy, ale odpowiadałyśmy po francusku
i pytałyśmy: „A kiedy wrócimy do domu”?
Wszystko zmieniło się wraz z pójściem do przedszkola. Szybko zorientowałyśmy się z siostrą, że dzieci mówią tylko po polsku. Francuski przestał być potrzebny. Stopniowo zaczął znikać z naszego życia i niestety bardzo szybko większość z tego, co jako kilkuletnie dzieci umiałyśmy – zapomniałyśmy.
Jak teraz o tym myślę, to się temu wcale nie dziwię. Moi rodzice świetnie mówili po francusku (do teraz mówią bardzo dobrze), ale to jednak nie był ich pierwszy język. Mówienie do nas po francusku wymagałoby od nich ogromnej samodyscypliny, a biorąc pod uwagę, że powrót do Polski okazał się być smutnym zderzeniem z finansową rzeczywistością, oboje przez pierwsze lata bardzo dużo pracowali. Większość czasu spędzałyśmy zatem w szkole albo z nianiami, a tam mówiłyśmy i słyszałyśmy wyłącznie język polski.
Praca w wakacje i kurs językowy
Był taki okres na przestrzeni mojego gimnazjum i liceum, że co wakacje, na miesiąc, jeździłam razem z siostrą do Szwajcarii jako pomoc hotelowa.
Pamiętam szok, jak mając bodajże 12 lat po raz pierwszy zobaczyłam napisane po francusku „dzisiaj” [użurdłi] – AUJOURD’HUI.
Francuski w Szwajcarii ulega silnym wpływom otaczających go innych języków. Powszechnie uznaje się, że najczystszy zachował się w Neuchâtel, niewielkim miasteczku nad jeziorem, będącym jednocześnie stolicą kantonu o tej samej nazwie.
W 2014 roku, parę miesięcy po maturze, wzięłam udział w miesięcznym kursie językowym organizowanym przez tamtejszy uniwersytet. Mój poziom oscylował wtedy między A2 a B2. Duży rozstrzał, ale jak się być może domyślacie, dużo łatwiej było mi rozumieć ze słuchu niż na przykład rozumieć tekst albo samej coś napisać.
Decyzja o rozpoczęciu samodzielnej nauki
To był moment kluczowy. Kocham go w tej historii najbardziej! Dlaczego?
Bo to była moja świadoma decyzja. Początek ciężkiej, ale cudownej i inspirującej pracy. Główną motywacją była myśl „wszyscy myślą, że jak się urodziłam w Szwajcarii, to mówię po francusku” i zakochanie w brzmieniu języka. Potem doszła myśl o rozwoju w perspektywie zawodowej.
Taką decyzję podjęłam w liceum, decydując się na rozszerzoną maturę z francuskiego. Od pierwszej liceum miałam zajęcia podstawowe z francuskiego, ale niewiele z nich wynosiłam. Dopiero w trzeciej klasie sama przyłożyłam się do nauki. W drugiej liceum chodziłam na teatr francuski i to było niezwykłe doświadczenie. Zajęcia prowadził Francuz, uczył nas wymowy i wspólnie tłumaczyliśmy teksty, przy pomocy angielskiego i bardziej zaawansowanych w języku francuskim koleżanek (między innymi Dorota Zygadlo – bisous!).
W trzeciej klasie liceum z kolei chodziłam na zajęcia z Francuską, również organizowane przez moje liceum. I to właśnie Agnès pokazała mi francuskiego YouTube’a. Pamiętam pierwszy filmik, który razem robiłyśmy (wrzucam poniżej). Niecałe trzy minuty występu tłumaczyłyśmy przez ponad godzinę.
Nauka z krótkim, kabaretowym materiałem wideo stała się moim głównym sposobem na naukę francuskiego, a w przyszłości także innych języków obcych. Pamiętam jak trudne było dla mnie zrozumienie szybko mówiącego Francuza, używającego do tego potocznego języka… Nawet napisy nie pomagały! Ale cierpliwość popłaciła!
Najgorętszy, najintensywniejszy i przynoszący najwięcej efektów okres pracy z francuskim to czas moich studiów.
To był czas wkręcania się w YouTube’a, odkrywanie kolejnych wartościowych kanałów, zarówno edukacyjnych, jak i rozrywkowych. Polecam Wam niektóre w tym wpisie. To był też czas Erasmusów (w Nicei, a potem w Sienie, dzie paradoksalnie mówiłam więcej po francusku niż na Lazurowym Wybrzeżu), rocznych zajęć na poziomie B2 i przygotowania do egzaminu DALF.
W trakcie studiów skomponowałam też swoją pierwszą piosenkę po francusku. Wykonałam ją i zaaranżowałam wspólnie z Asią Zieleń i Filipem Turkowskim. Z Asią współtworzę duet Teras.
Erasmus w Nicei
O tym etapie przeczytacie trochę w poście Moje studia prawa we Francji.
Jeśli chodzi o język francuski, to przekonałam się na własnej skórze, że mieszkanie w danym kraju nie jest absolutnie żadną gwarancją progresu w języku. Mój kontakt z żywym językiem ograniczał się do przestrzeni publicznej, studiów, egzaminów i ewentualnie krótkich rozmów.
Nie zaprzyjaźniłam się na miejscu z żadnymi Francuzami, używałam zatem na co dzień głównie angielskiego i polskiego. Niemniej jednak, poprawiła się bardzo moja umiejętność pisania i poszerzyłam słownictwo.
DALF
Wisienka na torcie – egzamin. To było na czwartym roku studiów i było warunkiem ukończenia studiów magisterskich. To dało mi dodatkową motywację. Chodziłam przez cztery miesiące na zajęcia do Alliance Française we Wrocławiu. Zajęcia prowadził Francuz, pedagog. To była świetna decyzja, że zdecydowałam się dołączyć do grupy przygotowawczej. Samodzielna nauka była kluczowa, ale zajęcia pomogły mi lepiej poznać formę egzaminu i zwrócić uwagę na pewne rzeczy, których sama nie zauważyłam.
O DALFie i DELFie pojawi się wkrótce na tej stronie artykuł.
Francuska Literka
Po studiach rozpoczełąm pracę w koroporacji jako asystentka z językiem francuskim. Praca umożliwia mi codzienny kontakt z językiem, poszerzyła słownictwo o bardzo formalne.
A pandemia i zamknięcie w domu (od marca 2020 pracujemy zdalnie) zrodziły we mnie odwagę do spełnienia i odkrycia w sobie marzenia o rozpoczęciu nauczania francuskiego w Internecie. Zaczęłam od założenia kanału, dwa miesiące później doszedł Instagram i Facebook. Rok później, dochodzi strona internetowa – ta, na której właśnie jesteś.
Nie ukrywam, że przede wszystkim prowadzenie konta na Instagramie jest niezwykle rozwijające. Ucząc, uczę się sama języka i nie tylko. Poznaję mnóstwo wspanniałych osób, z którymi mogę dzielić pasję do francuskiego, francuskiej kultury, ale także do języków obcych w ogóle.
Co przyniesie przyszłość?
To na razie zagadka, ale przyznaję szczerze… cieszę się na myśl o jej odkrywaniu!
Super historia.Bardzo ciekawa.Poznalam Francuza I zobaczymy co dalej
Super było przeczytać Twoją historie 🙂 a dalej bedzie jeszcze lepiej 🙂
Dziękuję! Pozdrawiam ciepło 🙂